Tato,

nie jestem w stanie się z Tobą pożegnać. Nie potrafię dosztukować do swojego pięknie rozwiniętego (w największej części dzięki Tobie) mózgu - informacji, że Cię nie ma.

W pierwszej minucie pisania zgrywam chojraka, piję już drugą kawę, w tle bzyczy muzyka nie nasza, nie wspólna. Rap gra, gra rap. Ciężkie bity z elementami kobiecych wokali. Moje muzyczne korzenie to nasz dom, Twoje upodobania, szkoła muzyczna, moc chóralnego śpiewania. Stos koncertów za mną - na których nie widziałam Cię ani razu. Nie chciałeś ubierać się tak, jak wymagały tego te czarne wieczory. Oglądałeś z lekkim uśmiechem relacje w mediach, na naszych telefonach, słuchałeś wrażeń mamy i rok rocznie absztyfikantów, którzy chcieli zrobić wrażenie na Twojej córce przynosząc jej kwiaty i przebierając się w pożyczone smokingi. Śmiałeś się wtedy w głos. I zawsze wierzyłeś, że znajdzie się człowiek, który po prostu zrobi na mnie ogromne wrażenie i nie zostawi z tym wszystkim w połowie drogi. W tym olśnieniu i nadziei na wielkie uczucie. Takie jak między Tobą i Mamą. Czterdzieści dwa lata razem. Obłęd.

Co powiedziałbyś teraz o moich myślach - w które, jak wierzę - masz wgląd? I o tym, co zdarzyło się bardzo niedawno temu? Jak reagujesz na moją każdorazową, z reguły głośniejszą i już płaczliwą deklarację, uderzającą w okno, że tak bardzo mi Ciebie brakuje. Przenikająco i srogo.

Skaczesz po obłokach? Czy dobrze zawiązałam opaskę uciskową na nodze po zdjęciu gipsu? Nic Cię nie boli? Czy mam odpuścić jedyną niedokończoną sprawę, o której wiem - że mogłaby być wielka i ważna? Dobrze wybrałam drogę edukacji Michała? Czy to możliwe, żebym kiedykolwiek zapomniała obraz Twojej twarzy ze szpitala? Masz wystarczająco dużo szarych "tiszirtów"?  Przy której nodze chodzi Gabi, Atma? Mam oddać włosy dla fundacji? Jak tam jest?

Pożyczyłam Twoje kule zza firanki. Wybrałam te najwyższe. Bardzo bez pytania.

Lipiec 2015

Dopiero po południu zmieniam klimat domu, kiedy dzieci od miesiąca są do mnie dowożone - włączam RMF Classic. Też Twoje. Strauss, Vivaldi, motyw z "Bandyty", ostatnio - coraz rzadziej - Bolero. Dużo Zimy, najkrótsze minuty Mozarta, ścieżka dźwiękowa z "Czasu honoru", czołówki "Diagnozy", któryś z opusów gdzie waltornie grają popisy, solo i w kwartetach.

Czytam "List do Ojca" w których znajduję kartkę dla Ciebie. To rok 2008. Mocno różowa tektura z odręcznym "wszyscy jesteśmy tacy skomplikowani". Najbardziej mokre są strony końcowe, gdzie znalazłam miejsce na list do Ciebie, po publikacji. Treść jest tak mała, zwyczajna i znacząca dopiero po 10 latach. Że siedzicie z mamą w dużym pokoju i pijecie herbatę. Że bardzo Cię kocham. Że zabraniałeś mi tylu rzeczy i dopiero po części rozumiem dlaczego. I że wierzę, że kiedyś będę Ci za to wdzięczna. Jestem Tato. Jestem za wszystko.

Czas przenika przez przeszłość, która wtedy była teraźniejszością i wierzyła w przyszłość. Przez przeszłość do której chętnie bym wróciła i napisała od nowa te końcowe, jakby wstydliwe i mniej ważne, że Ci dziękuję. Przez zdania, że powrót taty zawsze jest możliwy a to dzisiaj jakby nieprawda. Gdzie teraz jesteś?

Kilka dni temu przyśniłeś się mamie po raz pierwszy od grudnia. I nie wiem, czy czekać, czy pozwalać sobie na drzemki (widzisz przez okno co ostatnio mi się przytrafia - dar bardzo wolnych, domowych dni)? Mam tyle myśli o Tobie, a nie pamiętam Twojego głosu. Nie pamiętam jak długo idzie się do Ciebie, ile razy trzeba skręcić i ile siły nóg trzeba w ten spacer włożyć.

Na Walentynki dostaję od Twojego wnuka kartę z brokatowymi butami. Moje są długie i złote, Twoje - zielone, odważne. Trzymasz mnie za rękę. Jak przez pierwsze trzy lata życia, kiedy byliśmy w domu we dwoje. Jak przez kolejne dwadzieścia osiem -  kiedy czułam Twoje wymagające a jednocześnie wzmacniające ramię we wszystkich decyzjach mojego życia. I to, że jedyny raz poszedłeś do spowiedzi właśnie przed moim ślubem. Że nigdy nie powiedziałeś do mnie Magda ("tak tego dziecka nie nazwaliśmy.."), dawałeś mi niewidzialną moc, a w ostatniej naszej rozmowie - wyraz podziwu dla tego, co udało mi się zrobić i co robię nadal. I uwierzyłam, że to zwyczajne życzę, które sukcesywnie toczy się tak codziennie i prosto - można docenić. Szczególnie, że to wybrzmiało z Twoich ust. Mocno.


Że mam misję. I rolę. I mam jak w puchu. I że zawsze będę Cię mieć w kieszeni. I że mam nie beczeć. Ale Tato! Teraz pozwalam sobie na codzienną pompę, bo brak konieczności malowania - daje mi swobodę. Robię naleśniki i dodaję - jak radziłeś - chlust gazowanej wody. Kropla. Oglądam "Jeńca". Kilka. Jem grzybki zebrane przez Ciebie w Starym Gaju. Nagle robi się tej zalewy więcej. Czytam "The Wall Street Journal" - widzę słońce padające na Twoje okulary w kuchni i litery, sobotnio. Wystarczy nanosekunda. Daje sobie tyle czasu na zwierzęce łkanie, aż wyciszy się samo, wypłacze kolejną porcję soli. Od 16-stej jestem silnym turbo-motorem. Kiedy sięgamy po kolejne baśnie, opowiadania, mikołajki i żabo-ropuchy widzę litery z dedykacji od Ciebie. Dzieciom, mi jako matce, nam rodzinnie. Z lewej lub prawej strony bez słowa otrzymuje chusteczkę.

"Mamo mówisz poważnie, a płaczesz. Łzy ci lecą". No, lecą. Nadal mnie to zadziwia.


Wiesz, dużo rozmawiam ostatnio z moimi dziewczynami ("dziecko, jak do ciebie ktoś przychodzi to możesz mi powiedzieć imię, ale jest tyle tego, że ja nie pamiętam która jest która"). Wiele - podziwiam - decyduje się lub właśnie oczekuje trzeciego dziecka. Ja nie będę go miała, Tato. Jestem silna, zdrowa, a moje pokłady kreatywności nadal się nie wyczerpały. Zawsze chciałam mieć ich czworo. Po kilku latach dwójki - kolejną, żeby jak Mimi i Figa miały siebie. Spiskowały przeciw rodzicom dla własnych dóbr, wspierały się, dzieliły, żyły w poczuciu wspólnoty, jednoczesnego podobieństwa i różnic. Pomijając okoliczności główne - nie będzie w moim życiu nikogo, komu świadomie odmówiłabym spacerów z laskami (ty - stylową, mniejszy człowiek - patyczaną, z liśćmi lub szronem w zależności od poru roku). Za małolata, jako atrakcja. I dziadka, który kochałby ich tak jak nikt nigdy ich nie kochał.

Kiedy patrzę na zdjęcia powyżej (na pierwszym Michałek ma półtora roku, Iga na drugim -rok) dokładnie pamiętam co czułam idąc za Wami. Ogromne zmęczenie, jeszcze większą wdzięczność i poczucie, że dzięki rozmowom z Tobą i wizytom u nas - nie zwariowałam do końca, nie odcięłam się od świata ludzi dorosłych, żyłam. Z mnóstwem ograniczeń, ale w pełni.

Świat mi się zmienił, Tato. I ja tak bardzo.

Komentarze

Popularne posty