Jadę po dzieci. Słoneczne popołudnie, autobus z czółkami, granice miasta. Obok likwidowanego za parę chwil, ogromnego gimnazjum na jednej z głównych ulic wsiadają chłopcy. Młodzi mężczyźni. Wąs jest delikatny, drugi już golony. Rozmowa o pielęgnacji, higienie, reakcjach. Człowiek zakorzeniony w dzielnicy robotniczej, nieco zaniedbanej, z licznymi patologiami za rogiem - pyta towarzysza o jego pewność siebie, przeświadczenie o wyższości nad innymi, odwadze. Zaopiekowany z domu, lekko marchewkowy w typie chłopiec odpowiada spokojnym, męskim już głosem:

- Nie mogłem pozwolić sobie na takie traktowanie. Dwa razy powtarzałem mu, że się z tym nie zgadzam. Bronię swoich granic, szanowałem jego. Nie zrozumiał, więc musiałem się bronić. Popchnął mnie, widziałeś. Huknąłem na niego z niemocy, bo nie będę bił słabszego, a on jak widzisz taki jest. Nie o to chodzi, że jest ode mnie większy. Nie wybaczyłbym sobie, że użyłem siły fizycznej w gęstej atmosferze i na oczach wszystkich z naszej klasy. Zrobiłem to, żeby pokazać mu, aby nie zaczynał mnie traktować siłowo. Drugi raz już nie spróbuje.

Bardzo podobało mi się, to w jaki sposób odpowiedział koledze. Podoba mi się jego genotyp, umiarkowanie, klimat stanowczości połączonej w łagodności. Byłam prawie pewna, że jego rodzinie - lub ktoś z jego bliskich ukształtowali jego postrzeganie świata na fundamentach szacunku. Podziwiałam go. Miał może trzynaście lat, może piętnaście. Być może marzyciel rewolucjonista. Być może marzyciel.

Być może był w tej szkole nowy, być może pierwszy raz musiał zmierzyć się z sytuacją przemocową. Narysowałam już jego portret w myślach. Ojciec wojskowy lub nieobecny, Matka opiekuńcza, w typie tych (nas), które gładzą go zewnętrzną częścią dłoni po policzku na dobranoc. Czystsze ubranie od - mam nadzieję - bliskiego od dzisiaj kolegi, których kontakt będzie oparty na szacunku. Młodzi mężczyźni, pokolenie pomiędzy naszymi partnerami a synami. Nastolatkowie. Tyle dobra w jednym zdaniu.
 *

Synu, 

Badamy się. Od kilkunastu miesięcy nie mogę zlokalizować problemu z mruganiem, mrużeniem, tarciem, łzawieniem Twoich gałek ocznych.

Wiem, że to nie problem z nadwyrężaniem oka. Nadal nie wiecie, do czego poza telefonowaniem (przez rodziców) służy telefon, nie macie nawyku przesuwającego się palca, Waszym uspokajaczem lub zabijaniem czasu nigdy nie było urządzenie elektroniczne (- będą państwo czekać na wynik dwadzieścia minut, proszę dziecku włączyć bajkę, ma pani telefon prawda, tak robią tu wszyscy rodzice). Wieczorna rozrywka przed czytaniem bajki to niecałe pół godziny wybranej kreskówki, o której w ramach coraz cieplejszych dni - zapominamy z uśmiechem na rzecz dłuższego spaceru.

Wiem również, że to nie stres - nic bowiem z punktu widzenia dziecka (pytałam Cię niejednokrotnie) nie wydarzyło się w jego życiu nic zmieniającego wielkie rzeczy (mieszkamy w tym samym miejscu, nikt nowy nie pojawił się w naszej rodzicie a poziom rozmów i ilość czasu, jaki z nim spędzamy raczej wzrasta niż maleje).

Wycieczkujemy się do okulistów, klinik, przychodni. Duma z Twojej wielkiej odwagi i chęci poznania. Znajomość wszystkich machin do badania wzroku - balonów, liczb, liter, misiów, kręcących się stołków i mikroskopów badających dno oka, wielobarwność źrenic, strukturę gałki ocznej. Jeździmy, spacerujemy, odwiedzamy coraz to nowych specjalistów - mając na uwadze jedno zdanie, które nasz pediatra powtarza jakby za mną (z tą różnica że ja nie robię tego głośno).

To może być wrodzony tik. Wielka, chłopięca wrażliwość na otoczenie, ludzi, zjawiska.

W trakcie testów alergicznych nie wychodzi nic niepokojącego, a dwudziestominutowe oczekiwanie po dwunastu nakłuciach przebiega przy dźwiękach sylabowania i towarzystwie Pana Sebastiana (studenta akademii rolniczej), który zemdlał przy takim samym badaniu i od tego momentu jest Twoim najlepszym kolegą.

WA-CI-KI, PO-KAR-MY, IG-ŁY, MI-NUT-NIK czytasz.

- wiesz, dwadzieścia pięć lat temu w tym gabinecie miałam takie same badania jak ty..
- mamo, daj spokój, opowiadałaś mi to tryliard razy i wiem że byłaś uczulona na białko jajka i czekoladę

Wrażliwy i bezczelny. Mądralo, dzięki Bogu że nie okulary. Przy Twojej wywrotowości i szybkości pochłonięcia świata tu i teraz - kazałabym zbudować je z meteorytu.

W poczekalni napomykasz coś o kolegach, wymianie zabawek, zaproszeniach na urodziny (za rok..). Ze smutkiem w rozentuzjazmowanej pączkiem buzi mówisz: - I wiesz, Kosma powiedział w tamtym tygodniu, że mnie już nie lubi. Myślę, że nigdy już nie będzie moim kolegą, bo od poniedziałku nie bawił się ze mną ani razu. Nie chcę chodzić ze mną w parze i udaje, że mnie nie widzi jak się z nim witam. To nie są łatwe rzeczy, mamo..


Rybo,

wolny weekend spędzamy u naszych przyjaciół. Pięcioro dzieci i pies, obserwujemy ich jedząc czekoladowe ciasto i idąc spać bardzo późno. Pada propozycja wyjścia z psem. Twój Brat z werwą prosi mnie o brak nadzoru. Ma wyjść z ośmio, sześcio i czterolatką na spacer z czworonożnym towarzyszem. Godzę się po raz pierwszy. Znam tą okolicę, a balkon (z którego nie zdradzam swojej obecności) jest narożny, zatem widzę cały przebieg samodzielnego wyjścia. Chcesz iść i Ty. Pomagam Ci się ubierać, życząc spokoju i rozwagi. Wracasz z płaczem, jako jedyna. Pies na rękach u jednej ze starszych dziewczynek.

- Dusiu?
- (rozrzewniona) mamusiu ja nadepnęłam pieskowi łapkę i on wszedł na igiełkę i ja jestem nieostrożna i nie powinnam wychodzić sama z psem bo jestem taka nieuważna i on piszczał i..

Wielbicielka zwierząt, najbardziej harda w naszym domu. Pies po sekundzie biegał już za ręsztą towarzystwa a my uspakajałyśmy się kołysząc. Nieprzewidzę wszystkich reakcji, ale jestem obok. Spokojnie, Iskro. I - jestem prawie pewna - masz rację. W ciągu pół minuty w drodze do domu może się zdarzyć wszystko. Być może, to za wcześnie.

Kilka historii. Kilka ton wrażliwości.

Komentarze

  1. Cudo, obym chociaż w 1% była podobną mamą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym mieć Twoje doświadczenie. Jak wychować bez tel i tv, jak nauczyć tej wrażliwości i takiej składni!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty