Synu,

z Twojej perspektywy jest dużo hałasu. Pytają Cię, ci duzi - my, o wszystko. Przecież wiemy, jaki numer ma Twoje przedszkole, jak mają na imię Twoi najwspanialsi koledzy (rycerze!). Wiemy o której jest podwieczorek i że koedukacja to raczej norma i nie chcę Ci się liczyć jaka płeć przeważa. Wiadomo, że chodzą tam dziewczynki i wiadomo, że nie jest źle. Często jest lepiej niż w domu, bo Panie pozwalają na wiele aktywności dzięki większej przestrzeni i drewnianemu placu zabaw. Przedszkole jest okej, mawiasz. Przedszkolakiem warto być.

A oni drążą, przy siostrze, bo idzie pierwszy raz. Mówiła Ci sto razy, że się nie boi i że chcę iść. Ale oni mają pełno obaw, głównie Mamuniu. No, głównie. Debatuje z Tatą o tym, że Figa ma naturę jak kot, że nieufna, że musi się przekonać i że może siedzieć jak mówczyni trzydzieści lat temu sama cały dzień, nie jeść, ukradkiem chodzić do toalety, nie odzywać się obserwować. Albo wtulić w panią - którą zapewne nazwie ciocią i nie odkleić się od niej aż do czternastej trzydzieści.

No może, ale przecież oni muszą się przekonać. Przecież Iga jest mądra - myślisz. Z byle kim się nie będzie zadawała. Da sobie radę z czterolatkami i z tą całą Marysią, o której Mami mówi Pani Montessori i rozdaje dziadkom zasady wydrukowane z komputera. Teorie - mówi, a ja widzę dużo liczb - myślisz. Lubisz liczby. I dziwisz się, że mimo, że starszy cały czas jesteś w pierwszej grupie, a ona w trzeciej i to niesprawiedliwe. A taki system. Taki wrzesień. I przecież będzie Cię spotykała na placu zabaw. I że niczego nie musi się bać.




Już nie możesz się doczekać aż wróci Gabryś, pobijesz się z Kosmą, przytulisz Kamilkę kiedy uratujecie ją z wysokiej wieży. Gdzie jest Kuba i czy cały czas jest większy od Ciebie. I co u Adasia, który miał zapalenie kości. I czy będzie drugi, którego uczysz liczyć. I czy mama będzie nas odprowadzała codziennie, tak jak obiecała.

Będzie.

Córuś,

to już. Jesteście w jednym miejscu. Przeboje zeszłego roku, do przejścia. Cztery zwarte siły, cztery destynacje. Daliście radę. I my.

Już w połowie wakacji pytają mnie czy będę tęskniła za ciociami ze żłobka. Jasne, kochałam je miłością piękną i czystą. Mimo pierwszodniowego zostaw mnie byłam ich kolorowym koralikiem, światłem w ich źrenicach, zuchem i psotą. Byłaś tam najmłodsza, i tu - też będziesz. Lipcowa, trzyletnia, przygotowujesz się mentalnie (albo nas) i fizycznie do roli. Ciapy - z kotkiem, worek na strój gimnastyczny - z psami, bluzki jednolite, wzorzyste getry, stos sukienek (spodnie nie istnieją). Powiedziałam im już, że nie będę się z nikim bawić. I nie będę.

Widzę to po Twojej minie, gestach. Spacerujemy w stronę przedszkola, niespiesznie rozmawiamy. Twój brat jak strzała, schody, koledzy, dodawanie tysiąca do drugiego, liczenie kroków od przystanku. Milczysz, biorę to za przejaw niepokoju ale i odwagi. Przy sali zaczynają się emocje, dzieci raczej płaczą, Ty tulisz się bez słowa.

Trochę lecą mi łzy, masz szczęście do młodej, podobnej do mnie pani. Kłaniamy się sobie od roku, fascynuje mnie jej podejście nie tylko do dzieci, ale i do nas - często niefrasobliwych rodziców, łączących kilka ról i marzących o chwili spokojnej rozmowy przed salą, kiedy trzeba gnać na godzinę do świata, który przecież nie jest najważniejszy. A Wy. A Ty.

Wiesz o tym, oddaje cię jak małpkę w ręce Pani Ani. To się powtarza, przeżywam to na zewnątrz, zwyczajowo. Ty - w nocy, upewniając się, czy jestem, czy jesteśmy, czy stoi dom i czy nie wchodzą do niego słonie. Oswajasz się, odważasz. Jakaś dziewczynka z anglojęzycznym imieniem kopie Cię perfidnie na placu zabaw. Mówisz - już wyuczona - żeby Cię nie biła i prosisz panią o pomoc. 

 
Regres nie następuje. Dodatkowa bielizna nadal leży w białym woreczku uszytym przez Babcię Hanię. Nie potrzebujesz setki zabawek, by czuć się bezpiecznie. Codziennie masz fryzurę na dojrzewającą wiewiórkę, moją ciepłą dłoń pod salą i świadomość, że mama w końcu będzie w domu. Pytasz o to telefocznie, tulisz Michała i Tatę pięć razy mocniej. Kiedy jestem - nieco obrażasz się, że w końcu i mało co nie dusisz, kiedy przychodzisz przytulić się tuż po południu.

Brylujesz, rostapiając serca. O Twoim bracie mówiono - samodzielny, pomocny, wrażliwy. Słowa, którymi charakteryzuje Cię Pani Dyrektor i nauczyciele to zuch, odwaga i determinacja. Nikt nie zmusza Cię do jedzenia. Zwyczajowo zjadasz zupę z dokładką. Nikt nie zabrania Ci biegać. Getry nadal mają niezdarte kolana a Ty pierwsze koleżanki. Oczywiście starsze - Milenkę i Alinkę. Pięknie dołączyłaś do ich tandemu z rocznym stażem i wierzę, że Wasza przyjaźń rozkwitnie. Bo podobno te przyjaźnie z przedszkola, są jednymi z najbardziej trwałych.
 
Rozemocjonowany tydzień. Kilka najważniejszych rozmów. We all sensitive people.
 
Do widzenia, piękne lato. Do widzenia Dobra Duszo, której drewniany, kolorowy świat zostanie z moimi dziećmi na długie lata. Do widzenia nadinterpretacje, najpiękniejszy czasie. 

Powtarzam Wam bardzo często to, że jesteście dla mnie najważniejsi. Nijak się to ma do mojej mini obecności, ale wierzę, że będziecie wrastać w tym przekonaniu. Mam okazję rozmawiać z mądrymi kobietami, które łączą nie dzielą i powoli dochodzę do przekonania, że moja droga powinna być tylko moja. Jestem sentymentalna, naiwna i wdzięczna. Wasza Babcia mówi o godności, a ja nie wiem czy kiedykolwiek będę w relacjach taką damą jak ona. Mam w sobie cały czas za mało mądrości, mimo przeżyć i rozemocjonowania.

Lubię jesień, ale głowę mam nadal w jeziorze. I świerszcze.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty