Moja Żabko,

do kilogramów śliwek w czekoladzie dołączamy Twój rysunek. Czarna kropka i sto okręgów. To dzieci bawiące się w pszczółki. To Ty, Lenka, Natalia i Tosia biegające po całej sali - kolorowym dywanie w towarzystwie cioć. Całujemy Pana Dyrektora, dziękujemy beczką dobrych słów, dołączamy dziękczynny list.


Tyle możemy. Chcemy więcej. Chcemy Was więcej, prawie jedynie po to, by mieć kontakt z personelem, ludźmi, sercami. Różowymi koszulkami polo, które ukrywają skrzydła, uśmiechem bezwąsnego już kierownika placówki tak niezwykłej i pięknej, że niewyobrażamy sobie bez niego codzienności.

A jednak. Skończyłaś żłobek. Rok wcześniej zrobił to Twój brat, a nasza przygoda zaczęła się tak niepostrzerzenie - właśnie dzięki Tobie. Bo zjawiłaś się niedługo po bracie, którego wszyscy (ja też, ale po cichu, bez ekscesów) uważają za zdolnego.



Snuł się za nami, nudził w trakcie dywanowych zabaw. Przecież dawno nauczył się raczkować, niemal liczył, śpiewał, biegał. A Ty - talerze i otwarta buzia. I śmiech. Do niego, o nim, dla niego. I zapadła decyzja marcowa, niemal jak Ida, Iga. Pospieszyłam z Wami, drobiazgami. Dopytałam, było miejsce. Państwowa kuchnia pełna czarów, atmosfera domu, środek osiedla. Pomaszerował chętnie, żwawo. I przez kolejne półtora roku był tam gwiazdą. Zawsze w pierwszej parze, mimo nieuczęszczania na angielski - poza edukacją domową, rozwinięcie w temacie dwujęzyczności. Pieśni, wiersze, opowieści. On - kierownik, nieco na uboczu. Mądry, ale bez szczególnych przyjaźni. Ze wszystkimi, z marzeniami o byciu jak Pan Piotr - rytmik.

I Ty - wycofana w tłumie, księżna włości wszelakich, animatorka czasu domowego, wstyd przed wystąpieniami publicznymi. Aż do czerwca, aż do dnia rodziny. Rok wstydu. Rok na kolanach. Miłość do cioci, do której pierwszego dnia zdarzyło Ci się powiedziec "nie dotykaj mnie". A potem rozkwitło między Wami uczucie. Nieoczywiste.



Każde z Was miało tam wsparcie, opiekę porównywalną z domową, troskę (nie tylko emocjonalną, ale również tą fizjologiczną, bo "nasze ciocie" jako jedyne poza nami widziały Wasze gołe pupy a my byliśmy pewni, że jesteście również w tej kwestii bezpieczni). Każde z nas - Wasza pędząca przez życie Matka i ustabilizowany czasowo - lecz ciągnięty przeze mnie na stronę ostatniej chwili, zaraz, w poniedziałek - Ojciec otrzymali tam zrozumienie dla wiecznego niedoczasu i spóźnień z opłatami, zrozumienie sytuacji finansowej, która - ku uciesze naszej i szczerej, personelu - poprawiała się z każdym miesiącem.

Nasi Ludzie Żłobkowi uczyli się nas, jak my Was i byliśmy w tym razem. Wiem, że już nigdy nikt tak o Was nie zadba. Wiem również, że takiego ładunku optymizmu i upeweniania, że to co jako młodzi rodzice robimy dobrze - nikt już nigdy nam nie da. Bo i my - już pewnie stojący na gruncie rodzicielskim, ale nadal nienajmądrzejsi - już nigdy tego wsparcia nie będziemy potrzebować tak bardzo.

Pokój dla mamy z dzieckiem, wielka lokomotywa w przedsionku żłobka, codzienny uśmiech na dzień dobry i do widzenia. Sprawozdanie z rozwoju, pochwały, ale i stawanie wobec sytuacji trudnych (Twój brat - brak południowej drzemki, Ty - piszczenie z Pierwszą Życiową Przyjaciółką). Moich wrażeń, emocji i wdzięczności nie wyraże w jednym tekście. Do końca banalna, a dla mnie okrutnie wyciskająca łzy (bo niegdyś śmiewana przez pulpetowatego Mimi, a kilkanaście dni temu - przez Ciebie, po raz pierwszy publicznie i od razu w samym środku innych dzieci) piosenka zostanie ze mną na zawsze.

Koi. Daje uśmiech z udziałem wszystkich zębów i wspomnienie najlepszych lat edukacji naszych dzieci, Was. Bo w zgodzie z naszymi wartościami, bez indoktrynacji, uwypuklającą Wasze talenty (M jak muzyka, I jak tańce). Pierwsza to wersja oryginalna, druga to nasza, śpiewana w samochodzie każdego ranka:

Mama pomaga ubierać się / Mama i tata pomaga ubierać się
i do żłobka prowadzi mnie /    i do żłobeczka prowadzi mnie.
Ja chodzę tam co dzień, obiadek dobry jem / Ja chodzę tam co dzień, obiadek pyszny jem,
a po spacerze wesoło bawię się.
Kolegów dobrych mam, nie jestem nigdy sam,
żłobek mym drugim domem jeeeeeeeest.

I tak było. I to, że poza porodami i uczestnictwem w wychowaniu żłobkowym - nic nie wpłynęło na mnie tak mocno podczas ostatnich pięciu lat - powtarzam wszystkim. I że żłobek, jeżeli jest dobry, ma w swoim pudełku z PRL-u anioły na dwóch nogach - jest dobry po prostu. Dla rodziców, którzy ze spokojem i uśmiechem zaczynają dzień, dla dzieci - bo ich samorozwój i socjalizacja rozkwita. I dla dziadków lub pradziadków, którzy być może po raz pierwszy muszą zmierzyć się z innym zdaniem swoich dzieci na temat wychowania i opieki.

Tak, oddaliśmy dzieci do żłobka.
Tak, jesteśmy z tego dumni.
Tak, w cudowny sposób Ci Ludzie pozwolili nam pracować, nie rezygnując z posiadania dzieci.
Tak, kuchnia była jak u mamy i sami chcieliśmy się zapisać na obiady.
Tak, to był państwowy złobek.
Tak, był w środku osiedla na którym mieszkaliśmy.
Tak, zawsze na tak.

Tak, powierzyliśmy najlepszej opiece naszych małych ludzi. Dzięki chodzeniu przez nich do żłobka, zobaczyliśmy ich samodzielność i talenty. Pracowaliśmy pewni, że nie dzieje im się krzywda, a relacje jakie nawiązali - dadzą owoce w przyszłości, będąc kontynuacją tych, które zbieramy obecnie. Nadal chcemy zjeść jednego dnia łososia w sobie koperkowym, a drugiego ciasto jogurtowe i kanapki z suszoną kiełbasą i pastą z ciecierzycy. Chcemy pić domowy kompot i chodzić na piechotę w miejsce, gdzie spotykamy świetnych ludzi i emocje, które napedząją w nas optymizm.

A jeżeli jeszcze raz jakiś młody buc (nawet najbliższy, nawet z rodziny), który - niesamodzielnie otoczony w wielopokoleniowym, spełniajacym wszelkie potrzeby jego i jego rodziny domu - powie w mojej obecności, że jego dzieci nikt obcy nie będzie wychowywał - wyjdę. Nie z siebie, a z pomieszczenia, gdzie zmuszeni bylibyśmy oddychać tym samym powietrzem.

Pani Dyrektorze, Ukochane Ciocie, Najlepsze Panie Kucharki - DZIĘKUJEMY!

I.. do zobaczenia :)





Od kilku dni nadrabiamy drogi, byś spotkała się ze swoją Pierwszą Przyjaciółką, a pierwszy (i w Twoim przypadku ostatni) rok żłobkowy i przedszkolny kończymy wspaniałą uroczystością w niewielkim ZOO, u naszych bliskich. Równie mocno dziękujemy. Pięknie zaczynamy wakacje pełne słońca. Bo razem, bo marzyliśmy o tym tak mocno jak Wy, Niedźwiedzie

- Wasi Dumni Rodzice.

Michał w ciągu jednego dnia nauczył się jeździć na dwóch kołach. Pękam!

Komentarze

Popularne posty