W dwa tysiące dwunastym napisałam Dzień Matki zaczyna się przed piątą rano. Rok temu dowiedzieliśmy się o małym, bijącym Dla znajomych Matek: cudów, cierpliwości i łez szczęścia, tylko. Dziękuję Wam za przykład, rady, wsparcie. poniżej: osiem pierwszych? Esencja.

Miałam ponad rocznego Ciebie, Najdroższy Chłopczyku. Od kilku miesięcy kodowałam podstawowe sprawy, pracując już wtedy na pełnym etacie.  Pod sercem nosiłam już Twoją siostrę. Wyglądałam jak bańka, czułam wszystko co dobre i nie spodziewałam się tego, co nadejdzie. Gdzieś pomiędzy najważniejszymi, lekarskimi wizytami dowiedziałam się, że mus leżenia nie równa się z niczym. Nie leżałam z Tobą, niewielkim. Nie siedziałam. Dwa miesiące później przyszła na świat zdrowa Ona.




Rok później opublikowałam reklamę Johnson&Baby. Napisałam, że ten dzień jest dla mnie najważniejszy. Na pewno taki był. Na pewno. Miałeś dwa i pół roku, Synu. Młodsza - to było Twoje parę miesięcy, niespełna rok urlopu - który w żadnym wypadku nie powinien być tak nazywany. Wszystko, co pierwsze i niedowierzanie, że kiedyś zatęsknię za tym czasem. Pielesze.


W dwa tysiące piętnastym:

czwarty Dzień Matki w życiu.
rola, więcej spontanu niż powołania.

jak ich wychować w tym świecie, Świecie?
MIM - 29 / 1.10 / 3.5



Dzisiaj nie miałam czasu na słowa. Przewidująco ułożyłam je wczoraj, tuż przed północą. Moja firma robi dobre reklamy, do tego: Leże tam. a od czterech lat nie leże. Jest tam szczypta prawdy o świecie. I mimo że nigdy o nich nie marzyłam - stały się moim światem i pokazały wszystko, co może zaoferować. Ogień, wieczny niedoczas i emocje. Niełatwość, niedlawszystkość, wdzięczność.

Oczekującym - pewności że będzie dobrze. Świeżynkom - odpoczynku i mleka. Matkom maluchów - snu i cierpliwości. Wielu - pomocy. Starszych - wiedzy i hajsu na rozwój ich pasji. Sobie - wszystkiego powyższego, bo dobre fundamenty są niezmienne. A Tobie?



Miałam prawdziwy dzień matki. Obłożona przytulankami i robotami, wycałowana, z pudłem czekoladek, które zdążyłam zobaczyć i posmakować przelotem (kawowe i z alkoholem z całej bombonierki, bo nie lubią albo wiedzą, że nie mogą, przemielone lub przynajmniej nadgryzione). Piłam chłodną kawę. Spacerowałam w słońcu nie mogąc spojrzeń na nie nawet przez chwilę, by nie stracić Was z oczu, Robaki. Jedno z Was nie chciało spać, drugie nadprogramowo odespało wczorajszą PIERWSZĄ autokarową wycieczkę. Było stłuczone kolano i rozdrapany strupek na buzi. Była kłótnia w piaskownicy o piach (...), bijatyka o pierwszeństwo do toalety i przycięte w drzwiach balkonowych palce. Wieczorem odwieczne nie całuj. Tak, było prawdziwie.

A teraz jest cisza. I wspomnienie kolejnego dnia, który odeśpię, jeżeli tylko zdecydujecie się studiować poza miastem tak uniwersyteckim jak cebularzowym.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty