Niedźwiedzie Niemal Już Polarne,

nie mam czasu zastanowić się nad swoją szafą, określić jej styl, zalążek wokół którego sto osobistych historii zwiąże się w jedną, na przyszłość. Nie wiem, czy mam buty na przyszłe lato - jest jesień, a ja na pewno zdążyłam wyrzucić już znoszone japonki, sto tanich tenisówek i wyczyściłam już sportowe z brokatem, które będę nosiła do końca życia. Nie wiem, gdzie rzuciłam (na pewno wyprany i złożony w kostkę, ale w którą szufladę?) kostium kąpielowy - niezmieniony rozmiarowo sprzed ciąży i w jego trakcie. Myślę strategicznie tylko, jeżeli chodzi o Wasze szafy. Nie wiem, czy czerń, która zajęła kilka wieszaków odkąd pracuje w salonie z towarami ekskluzywnymi - ma się tu wprowadzić na stałe. Nie mam czasu przewietrzyć sukienek, mimo że coraz częściej je noszę. Nadal nie kupuje jeansów  - nigdy nie były moim drugim imieniem. Zrobiłam ostatnio wieszak na wymienne wstążki w ulubionych trzewikach. Mam w nadal nieukrytej drzwiami szafie - princeski, prochowce, płaszcz w panterę, skórzane buty na jesień i zimę,  . Dzięki mojej Matce, Waszej babci - która bezkompromisowo prowadziła mnie do sklepów, gdzie już za coś zapłaciła, proponowała mi coś na cały głos mówiąc, że nie jestem już najmłodsza / za kilka lat mi się przyda / to będzie zakup na lata / kup to bo wiem, że będziesz żałowała jeżeli tego nie zrobisz.

Posyłam Was do przedszkola i żłobka. Podłoga będzie kolorowa i po raz kolejny brak sentymentów. Będzie szablon, będzie kręgosłup trzymający wszystko, albo przynajmniej kilka żeber. Działy: spacery z Wami, nocne nie-spacery z Siostrami Serca, praca, większe wydarzenia. Pozbędę się tylko wszystkich apaszek i szalów, które dzielę z Tobą, Córką. Których ja nie mam kiedy nosić, a Ty po prostu ich nie lubisz. I najgłębszej części białej wnęki - na kiedyś, na później, na lepsze czasy, bo się zniszczy. Powieszę tam metalowy, prosty pojemnik na druciku, który u większości naszych Przyjaciół Ikeowiczów - funkcjonuje jako osuszacz do umytych sztućców, u nas pełni rolę pojemnika na kremy, pianki i bezbarwne pomady na mróz / wielkie słońce. I będę chodziła we wszystkich, pięknych rzeczach które mam. Zanim po raz kolejny znajdę siwe brwi (?!?) w trakcie zabiegów pielęgnacyjnych.

Nie mam czasu na rzeczy mniej ważne - dobór rolet, wydruk zdjęć z wakacji, swobodny kieliszek  nocnego już wina. Na rzeczy większe - wizytę u dentysty, u ginekologa, endokrynologa. Na te, których brakuje mi najbardziej - czytanie KSIĄŻEK, kilkugodzinne rozmowy bez sensu i z głębokim, niespodziewanym sensem przy kawach tak ciepłych i powtarzalnych, jak poranki teraz. Że niby powyżej zera. Ale osiem rękawiczek muszę znaleźć jak wczoraj i jak jutro. I gubią się gorzej od skarpet. I chowają sprytniej niż ślimak, którego przyniosłaś, Młodzieży z parkingu samochodowego, na ratunek. Brakuje mi minut, mimo że wykorzystuje je stuprocentowo i mądrze, bez narzekania.

Mam jakieś nieuchwytne szczęście, które odnalazłam kilka dni temu i poczułam, że jest bliżej niż zawsze myślałam. A zawsze myślałam o nim blisko. Mam dwoje nadal małych dzieci, pracę zawodową, stabilne i wymagające, wielkie ramiona obok. Chcę, muszę, ogarniam. Jesteście gotowi na zimę, ja szukam mimochodem - idealnego koloru lakieru. Łykamy tran, rutinoscorbin tak nieregularnie jak sikorki dostają mna na naszym balkonie ciepłe ziarna kaszy. Rzucamy ziarnami na zewnątrz, a w ciepłym salonie Lego Duplo powróciło do łask. Tydzień w domu z Waszym Tatą okazało się granicą, jakiej nie możecie przekroczyć wspólnie. I dla Ojca to za wiele, i dla Was. Wróciliście do przedszkola z rozciętą głową (cymbałkowe uderzenie siostry), ugryzieniami na ramionach (odzębne na ramionach i plecach [?!]), zielonym siniakiem na nosie. Do żłobka - z czerwonym wężem wokół niewielkiej szyi, bo wzięłaś nie swój gwizdek (tylko strażacki). Niedźwiedź Od Którego Pochodzi Wszystko - pierwszy raz był zmuszony na pobranie urlopu na Was. Z nieukrywaną ulgą wrócił dziś do pracy. Synu - Twoje usuwanie kurzajek  zajmuje jakiś płat głowy, który mówi zróbmy to jak najprędzej. Działamy. Chcemy badać krew i róbić to co roku. Wyślijmy szaropodoczną, workowatą Matkę na serię badań! Ogarnijmy życie, mimo że gna jak szalone i nietracimy z niego nawet chwili!

Mimo, że nie bywamy. Mimo, że w kinie nie byliśmy od sześciu lat. Nie możemy dokończyć tysiąca rozmów, zrzucić oponek z okolic okołopępkowych, wyjść do indyjskiego miejsca, bo angażowanie nawet najbliższych dla nas osób po 20-stej jest nie-nasze. Wszystko możemy, a nie wszystko robimy. Robimy dwie setki innych rzeczy, których nie zrobimy za dziesięć lat, za to będziemy wspominać że udało nam się tarzać między zabawkami na dywanie, grać w planszowe gry i robić zakupy w stylu schizofreników.

Nie chcemy wyruszać w świat, mimo że już moglibyśmy. Zwykła wycieczka do Warszawy bez Was nie ma sensu. Dobrze jest mieć świat poza domem, ale najlepiej wraca nam się tu, do Was, do nas. Mimo, że nie siadamy od rana do wieczora, kiedy jesteście w domu. Ogarniamy życie. I nie jest to słowo-klucz dla ograniczonych ordynusów. To sedno naszego jestestwa. Tu i teraz. Mieszkanie pachnące kokosowym odświeżaczem, moussaką która nie pozwoliła spotkać mi się z Panem Lechem Wałęsą, świeżym praniem. Trzy kilogramy zebranych wspólnie kasztanów, drewniane domino, zwyczajności. I cztery łyżki do jednej, ciemnej butelki syropu. Pnącze wina już takie czerwone..

I coś jeszcze przechodzi mi przez myśl za każdym razem, kiedy widzę w pracy buzię autorki poniższego wywiadu.
To my. To wzruszenie. Dziękuję Ci jeszcze raz, Weroniko.

Komentarze

  1. Siedze i ryczę, bo sił mi brak. Bo dzieci nieprzerwanie od dwóch miesięcy chore, bo czasu nie ma, bo kino było tak dawno, że nie pamiętam nawet kiedy, a teatr to dawno, dawno temu... Ryczę, bo chociaż kocham swoje dzieci nie mam siły na kreatywność, na copięciominutowe sprzątanie duplo, na rysowanie-gotowanie-sprzątanie-ubieranie i czyszczenie nosów na raz. Ryczę, bo wiem, że nie jestem sama. Dzięki, Dzielna Matko!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty