Jest październik. Tu nasze niefiltrowane lato. Bez soczewek, bez podglądu na żywo, a ostatnimi tygodniami - bez osłony na obiektyw. Lato upadków na klocki lego (ekran), szalonych spotkań z tabunem dzieci, które trwały do rana (osłonka). Dzisiaj pierwszy raz oddychaliśmy arktycznym powietrzem, założyliśmy czapki i marudziliśmy w autobusach, że jak zwykle źle. A tu lato, e.

Nie my. To były kolejne najlepsze wakacje naszego życia - kombinowane, z opcją oszczędzania, polskie. Jesieni jak gdyby nie było. Podobnie mojego telefonu (nadal), naszego laptopa (co jest? pytam za Wdową). Gdybym miała możliwości - byłabym najlepszą blogerCOM świata. Tymczasem - ścinki lata, esencja wakacji tuż przed przeskokami edukacyjnymi. I już wiem - chce mieć Was tylko dwoje. Aż dwoje. Ta-dam!
































Wszystkie te kolorowe pary butów nienadają się już na żadnego z powyższych właścicieli. Łyknięta podczas zabawy w sklep złotówka - albo nadal zalega w większym z małych ciał, albo wcale jej tam nie było. Instagram czeka na telefon, dzieci na Świętego Mikołaja, a ja na tysiąc drobnych rzeczy. I jedną wielką. I jeszcze lato.

Komentarze

Popularne posty