Moja Pierwsza Córko,

Pogoda była tak bardzo podobna. Środek lata, lipca, drugiego roku życia Twojego Brata. O tej porze byłam już blisko, z uśmiechem witając na świecie przed chwilą urodzoną na tej samej sali malutką Anię, później naszą salową sąsiadkę.

Niby było ciepło, ale jednak z bluzą. Nie było słońca, ale było jasno. Niczego się nie bałam i wiedziałam że po raz drugi będę miała zdrowe dziecko. Na korytarzu, nieco zapomniana przyglądałam się chmurom. Chciałam przywitać Cię przed nocą, żeby szybko wyjść do domu dziadków, który tymczasowo (a moim ponownie) stał się naszym.

Urodziłaś się o 15.35, kilka godzin po porannym badaniu lekarskim, po którym mimo wszystko chciałam wracać na drugi koniec miasta. Studentka, która miała Cię odebrać miała piękne kolczyki-skrzydła. Nausznice, które - gdziekolwiek teraz widzę - wzruszają mnie jak wszystko. Bała się, ośmielałam ją. Byłam gotowa, ona chciała być.

Będę rodzić, proszę pomóc mi przekręcić się na plecy. Świadomie, bez dopalaczy. Odważnie, drugi raz bez znieczuleń. Naturalnie, za co bez względu na kanony piękna - kocham obwód swoich bioder. Szybko, kilka minut. Nie do końca tak, jak miało być - finalnie, szczęśliwie.

Między skurczami zobaczyłam nieme ramie położnej, która odsunęła studentkę od nas. Skupienie na jej czole było tak filmowe, że mogłabym przytoczyć jego opis z kilku książek. Oddychamy, nie martwimy się, możemy sobie popłakać. Nie płakaliśmy, oddychaliśmy, słuchając życia. Koralowa Dziewczyno, byłaś owinięta pępowiną zbyt niebezpiecznie. Supermanko, Twoja dłoń zawinięta w pięść i wyprostowane ramie - ujrzały lekkie promienie światła jako pierwsze.

Odważna, zabezpieczona pierścieniem mocy od czwartego miesiąca życia wewnątrz, ciemna Lalu. Tu płacz. Emocje leją się z matek jak z przechylonego dzbanka. Emaliowanego kubka z uszkiem, konewki z dużymi otworami, pierwszej chmury pierwszej burzy. Moje spłynęły na ten czarny łeb, najmniejsze paznokcie świata i koszmarne ubranka, które znalazły się na Tobie dwie godziny po Przywitaniu.

Pozwolono nam się przywitać. Drugi obiad w życiu smakował mi tak dobrze. Dzisiaj bym go nie tknęła. Szara maź z widocznymi kawałkami fasolki szparagowej i grudami kaszy. Dopchnęłam to pudełkiem maślanych, twardych ciastek. Przebiegłam przecież najdłuższy maraton. Dokonałam niesamowitego po raz drugi.

zdjęcia Bombelo
 A teraz jesteś. I jesteś prawdziwa. We wszystkich emocjach, inności względem brata. Śmiałością, jaką dajesz życiu. Kolorach, jakie przeżywam dzięki Tobie każdego dnia. Z tymi obleśnymi ślimakami, opiekuńczością i zmuszaniem do przytulania wszystkiego co się rusza. Jesteś z nami, zawsze w centrum, tak wielbiąca towarzystwo. Jesteś pierwsza mimo usilnych próśb zamiany z bratem. Jesteś sobą i konwenanse Cię nie dotyczą. Zdobywasz publikę na spotkaniach rodzinnych, w środkach komunikacji miejskiej, na nieznanych nam ulicach, spacerach.



Jesteś nasza, mimo że jak zwykle w to nie wierze.
Dwoje nie najmniejszych już dzieci. Taka młoda, jeszcze by polatała.

No, już serio nie.
A poniższe zdjęcia robiła dla nas Ania z Bombelo. Ta sama, która chwyta chwile dla nas tak ważne, a niby wcześniej umawiane na dzień i godzinę. Warto. Bardzo Wam wszystkim dziękujemy za ten dzień!



Komentarze

Popularne posty