Mam w domu remizę strażacką z koców i krzeseł. Taką, jaką rodzicie budowali i dla mnie - tyle, że wtedy była bazą, a w całej zabawie brakowało mi kompana podobnego wzrostu i z takim samym sposobem odczuwania. Podkolorowałam tę dzisiejszą - moimi wypranymi, zimowymi szalami.

Pachnie praniem, dzieci odsypiają niepokój jaki wywołuje u nich moja dłuższa niż jednodniowa nieobecność. Włączyłam 33 sceny z życia, myślę o lustrze kilkanaście lat temu. Tata. Oglądam wielkie sosny za oknem w salonie, frustruje mnie brak czasu i umiejętności naprawienia routera telewizyjnego, własnego telefonu komórkowego i uruchomienia drugiego odbiornika (oszaleliśmy).


Wącham siedzące minuty. Cieszę z umowy o pracę, wypowiedzenia bliskiej mi osoby, która na moje cieszę się dziwi się i uśmiecha. Pierwszy od 36 lat wolny wieczór, mimo tysiąca złotych mniej w kieszeni. Ciesze się - powtarzam. Nadal nie wierzę w bezczelność złodziei, że można tyle spać ile nasz kot, że mam wolny majowy weekend, a za tydzień ubiorę się jak królowa i wymaluję jak lalka. I będę wspominać słowa babci moich dzieci - żeby iść ostatni raz, bo jak będą dzieci to kilka lat minie. I że nie wierzyłam, i żę to prawda, i że idę na ślubowesele pierwszy raz od ósmego miesiąca pierwszej ciąży w pełni praw i bez ograniczeń czasu. Nie, nie mam sukienki, bo poprzednie - narażone na plamy wszelkiego rodzaju i ze wszystkich stron - zutylizowałam bez żalu. Mam obciślaki dla karmiących, z suwakami w wiadomych miejscach i nieatrakcyjnych kolorach. Nie, nie mam butów - nieco zapomniałam o ulubionych, cielistych dziesięciocentymetrówkach. Nie, nie mam torebki na szminkę i papierosa, z wężowej skóry czy wyglądającej jak chomik bez pyszczka. Za to mam półbagażówki na pół domu, szczęśliwie w niejaskrawych kolorach (z uchwytem na dwie butelki, niekapki i z dziurą na mokre chusteczki). Za to mam najwspanialszych rodziców w kosmosie, możliwość wyjścia bez dzieci na całą noc i uśmiechnięte chęci, zamiast obaw.

A od kilkunastu tygodni mam takie dzieci, które wymarzyłam sobie podczas dwóch decyzji i aktów zróbmy to. Kłócą się, tłumaczą sobie wzajemnie, zamiast gryzienia - biją, za to pomagają sobie jak mi nikt nigdy, a razem wyglądają jeszcze lepiej niż na samodzielnych slajdach życia. Od miesiąca nie byłam z nimi na spacerze, a zmieniła się pora roku i nasze społeczne statusy. Skończyłam 29 lat, nie dokończyłam książki ze stycznia, zamarzyłam o czymś nie do pomyślenia. A osiemnastego kwietnia najważniejszy chłopczyk na świecie narysował mnie po raz pierwszy.


Pierwszego kwietnia życzyłam sobie, bym z moimi Siostrami Serca dzielić cierpliwość do naszej wzajemnej, czasowej nieobecności. Żebyśmy więcej nie szukały. I nadal były mądre. Na przykład to, że nie oczekuję, iż przyjaciółka będzie zawsze dla mnie i jak mam kryzys, to wpadnę do niej w środku nocy bez zapowiedzi, a ona zapyta: "Chcesz pogadać, wódki czy spać?". Tak jak pytała 15 lat temu, kiedy mieszkała w pokoju obok w akademiku. Rozumiem, że ma na przykład nową pracę, która ją pochłania, nowego faceta czy malutkie dziecko. Mądra przyjaciółka się nie obraża z tego powodu, że nie jest już pępkiem świata, bo w przyjaźni chodzi przede wszystkim o wzajemność, o wymianę. Więc zamiast mieć pretensje, że ta druga wciąż "tokuje" o zupkach i kupkach i jedyne, co ma do zaoferowania, to "wpadnij do mnie", mogę rzeczywiście do niej pojechać, zająć się dzieckiem, żeby ona mogła się wykąpać, zrobić zakupy. I nie czuję się wtedy ani wykorzystana, ani odsunięta, bo wiele było takich sytuacji w życiu, kiedy ona była dla mnie. I wiem, że jeszcze takie będą (WO).

Komentarze

Popularne posty