Mimi, Ig(l)o,

myślę, że kiedy to czytacie tęsknicie za domem. Pachnącym małymi Wami i praniem, sosami Waszego Taty, widokiem moich ciemnych strojów do pracy naszykowanych przy pojemnikach z jedzeniem na cały dzień. Patrzycie w przyszłość z ciekawością, odsypiacie najważniejszą noc w życiu lub spędzacie pierwsze, dorosłe wakacje bez nas. Być może macie tego domu dość, bo w mieście uniwersytetów i naukowych możliwości - niepojechaliście dalej, czekając na wyprowadzenie się od nas dopiero w wieku 25 lat. Być może stoicie na progu dorosłości, decyzji, które zaważą o Waszym przyszłym życiu. Wierzę, że bez względu na wszystko stoicie stabilnie. Z podniesioną gardą i uśmiechem odziedziczonym tylko po jednym z nas. Swobodnie posługujecie się nie tylko językiem ojczystym, umiecie zrobić biszkopt, jajecznicę i pomidorowe spaghetti nie zapominając o marchwi. Książki traktujecie z szacunkiem, zwierzęta są dla Was braćmi mniejszymi, a my - autorytetami wewnętrznymi. Oscylujecie w okolicach osiemnastu urodzin. Ja mam 43, Wasz Tata - trzy lata więcej.

Czasami jak coś dotyczy nas samych to tego nie widzimy.
Najgorsze urodziny w moim życiu - były i są motorem zmian. 




Śpicie w dziecięcym pokoju. Łóżko, dywan - wedle uznania i ról, jakie dzisiaj odgrywacie. Głową jestem w pracy, której ostatnio poświęciłam moc energii, a i tak - jak olej na powierzchnie wody - moja za-szybkość wpłynęła nie tylko na dzisiejsze emocje, ale i formy naszych zabaw. Od trzech tygodni próbujemy przeciwstawić się infekcjom i zakażeniom. W sumie wybraliśmy cztery antybiotyki, spędzając bez spaceru całe 21 dni. Oszczędzamy na zinstytucjonalizowanych formach opieki - na rzec syropu z sosny, tonach zamalowanych kartek, ciasta z marchewki, odkrycia roku, rozgrzewających ziemniakach z pieca. Cieszymy się sobą, przyzwyczajamy na nowo, odliczamy dni do wiosny, z której moglibyśmy skorzystać. Przeżywamy kolejne święta z temperaturą, a rozmawiając z mamami i babciami małych dzieci - utwierdzamy z tezie, że tak po prostu być musi i że kiedyś to minie.

Na minie czekamy na to minie, bo bez powietrza i czasu poza (coraz piękniejszymi) kilkoma ścianami - jest bardziej nerwowo niż zwykle. I niefajnie byłoby przegapić naszą wiosnę.

 

Znak, że jedynie z kuli ziemskiej nas niezmiotło. Ważymy kilka kilo mniej, oszczędzamy na żłobku na rzecz antybiotyków. a czarno-białe, bo szpital w domu na zmianę z roczną promocją w pracy w asyście zapalenia ucha i krtani, w tle wiosny z której niemożemy korzystać jest doświadczeniem granicznym. Chce poleżeć, mieć apetyt i zobaczyć cokolwiek poza przychodnią, biżuterią i pościelą.
Przyszłość zapowiada się dwubiegunowo. Chcesz zostać w kościele dłużej, Synu. Twój koc stał się stałym elementem przebrania za księdza (witajcie moje baranki) a święcenie koszyczka za krótkie. Młodsza Młodzież - szkoła muzyczna. Mimo, że zapierałam się, że po własnych doświadczeniach moje dzieci nie zaznają tej katorżniczej pracy i poświęceń (wszystkich pór roku) najważniejszych ludzi dla mnie nigdy tam nie puszczę - innej opcji nie widzę. Wszystkie zwrotki O mój rozmarynie.. śpiewane przez półtoraroczną dziewczynkę trzymając się tonacji, melodii, taktu, rytmu i karuzeli powtórzeń - i na mnie (matce - niezwariowanej na punkcie konieczności posiadania wszechwiedzy i wszystkich talentów świata) robi wrażenie.

Michał (u laryngologa) - dzień dobry, Michał Broda, miałem trzy lata ale dzisiaj rano mama powiedziała mi, że mam trzy i pół. ucho nie boli, temperatury nie mam, nie boje się.
Iga (na pytanie jak się nazywa i ile ma lat): pani doktor, jeden i pół.

Komentarze

  1. Zdjęcia - mówią wszystko! Piękne!
    Jakby tak Stach się skrzyknął z Igą i Michałem to mieszkania wypucowane na błysk byśmy miały :) {Twoje widzę jest, ale u mnie to by się taka ekipa przydała ;) }

    Jak Igunia wyrosła, wypiękniała, matko...
    :*

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty