Rozmawiam z moją współpracowniczką. Trochę marudzimy, nakręcamy się
wzajemnie na zmiany których potrzebujemy. Wyjść poza dom i pracę,
kursowaniem bardzo wczesnym (około)porankiem do i późnym wieczorem z
pracy. Planujemy budżety, cieszą nas plany na wolne dni. I mimo, że te
jej - wyspane, spokojne personalnie (za to z wiecznymi telefonami od
nas, do końca nieogarniętych bez mamy-kury), dokumentalne, w których
(mam nadzieję) skupia się na przyjemnościach - bardzo różnią się od
moich i tak wstaję o piątej, (to głosy w głowie) dwa prania tajska zupa na dwa gary zająć codziennie nową zabawą małą obywatelkę, Maniek nie drap tych mebli, Fixa przewrócisz choinkę i dlaczego mieszkam tak wysoko,
chyba zacznę rzucać zalegające worki ze śmieciami przez okno (...). -
planujemy. O dziwo realizacje się udają, bo za mną moc dobrych rozmów.
Spotkania zwyczajowo za krótkie, ale to że w ogóle do nich doszło jest
kwestią chęci moich Sióstr Serca i pracą w samym centrum miasta
(dwanaście godzin w salonie, pięć minut w toalecie i lecę niby taka
świeża i piękna).
Ostatnio latam dużo. Po miejscach które znam i z ludźmi, których niby znam (sieć, internety, blogosfera) a łaknę więcej i więcej. W pubie typowym, a dzięki dębowemu drewnu nieco ładniejszym - nadrabiam dwa lata z siostrą, która wie o mnie wszystko (tak, to straszne). Mam okazję odskoczyć bardzo daleko od tematyki rodzinnej - Heca przy garze mięty z cytryną dają mi poczucie, że istnieje bez Dwóch Stworzeń, umiem siedzieć w miejscu bez lokalizowania niebezpieczeństw (gorące, za nisko, to nałożą na szyję, a w tamto wejdą i już nie będzie ich można wyciągnąć). Słucham o ślubnych planach i zdolnej siostrze, której historia napawa mnie przedziwną nostalgią (gdzie twój gospel, lalu?). Uśmiecham się do wyrwanej przez współtowarzyszkę podróży klamkę od taksówki i wracając do smakowo licealnych czasów - zachwycam Matkami, z którymi razem mamy sześcioro dzieci. Wracam uliczkami Starego Miasta, które tata znaczył swoimi małymi krokami z kumplami, kiedy biegli na wzgórze zamkowe na kasztany. Tłukę najcięższym wałkiem wyrzuty sumienia towarzyszące kobietom od setek dwudziestych dziewiątych dni lutego i zaczynam oddychać. Hu-ffffff. Hu-ffffff. Nie mogę być w dwóch miejscach na raz, ale kiedy kończę pracę, a dzieci spią..
Uśmiech. Kurtyna. Zimny jak Wschód z książek Wschód. I sympatia do całego, rozrastającego się rynku i tematyki bród wszelakich.
Damki wyjściowe: ajri rene folja karolina basia.
Ostatnio latam dużo. Po miejscach które znam i z ludźmi, których niby znam (sieć, internety, blogosfera) a łaknę więcej i więcej. W pubie typowym, a dzięki dębowemu drewnu nieco ładniejszym - nadrabiam dwa lata z siostrą, która wie o mnie wszystko (tak, to straszne). Mam okazję odskoczyć bardzo daleko od tematyki rodzinnej - Heca przy garze mięty z cytryną dają mi poczucie, że istnieje bez Dwóch Stworzeń, umiem siedzieć w miejscu bez lokalizowania niebezpieczeństw (gorące, za nisko, to nałożą na szyję, a w tamto wejdą i już nie będzie ich można wyciągnąć). Słucham o ślubnych planach i zdolnej siostrze, której historia napawa mnie przedziwną nostalgią (gdzie twój gospel, lalu?). Uśmiecham się do wyrwanej przez współtowarzyszkę podróży klamkę od taksówki i wracając do smakowo licealnych czasów - zachwycam Matkami, z którymi razem mamy sześcioro dzieci. Wracam uliczkami Starego Miasta, które tata znaczył swoimi małymi krokami z kumplami, kiedy biegli na wzgórze zamkowe na kasztany. Tłukę najcięższym wałkiem wyrzuty sumienia towarzyszące kobietom od setek dwudziestych dziewiątych dni lutego i zaczynam oddychać. Hu-ffffff. Hu-ffffff. Nie mogę być w dwóch miejscach na raz, ale kiedy kończę pracę, a dzieci spią..
Uśmiech. Kurtyna. Zimny jak Wschód z książek Wschód. I sympatia do całego, rozrastającego się rynku i tematyki bród wszelakich.
Damki wyjściowe: ajri rene folja karolina basia.
Komentarze
Prześlij komentarz