Pamiętam, że będąc w podróży poślubnej najmocniej chciałam zostać w pierwszym hotelu, w którym stacjonowaliśmy. Tuż za oknem - pomijając morze i wszędobylskich, greckich handlarzy - rósł wielki figowiec. Pod koniec września jego owoce były na tyle nabrzmiałe, że same spadały z gałęzi. Zbiegałam po schodach co jakiś czas i zachwycałam się kolorem, kształtem, bezzapachem dającym upust wyobraźni - kiedy tylko zamykało się oczy. I to, że mieszkańcy deptali je nieuważnie jak u nas mirabelki. Ich owocowa codzienność dała mi wspomnienie, które z przyjemnością przywołuje, kiedyś wytatuuję w miejscu, gdzie razem z córką mamy to samo znamie, a figowe nazywanie Igi daje mi poczucie kontynuacji pewnej historii.

Babcia moich dzieci z grymasem namawiała mnie na Igłowanie zamiast Figowania, bo figi to przecież majtki, a że damie nieprzystoi mówić majtki.. 

 Pędzący (jakże ostatnio przyjemnie i statecznie) czas robi ze mnie figle wizerunkowe. Bowiem wybierane dla dzieci ubrania różnią się już tylko dwoma rozmiarami i nie tylko bliskim obdarowującym mieszają w głowie, a nierzadko i mnie samej. Plusem jest fakt, że ubranie zawsze będzie na kogoś pasowało. I to, że konny motyw jest u nas w domu nadal najpopularniejszy mimo zakrętów do remizy strażackiej, lub kotka z piekła.

I figo-majtki rozmnożyły się u nas w domu kilka dni temu. Niektóre z nich - obok granatów, szarości i zieleni Michała (noszonych z dumą od roku) - mają amarantowy wydźwięk, bo jesteśmy wierni trójpakom z Pepco, ale większość to fiolety. Sporadycznie żółcie. I tak skończą w pralce milion razy w ciągu najbliższych tygodni. Bo zaczęliśmy przyzwyczajanie (kolejne po nocniku przerażające - odnosząc się do dzieci poniżej trzeciego roku życia - TRENING CZYSTOŚCI) młodej damy do bycia człowiekiem równym bratu (dziecko, jak dorośniesz będziesz robiła to co ja, ale najpierw dorośnij, zlituj się).

Dla mnie sadzanie Michała na toalecie i/lub nocniku zbiegło się z noworodkiem przy piersi, remontem i przeprowadzką. Klaskałam, jak i teraz klaszcze. Śmiałam się, kiedy największą radochę sprawiało mu bieganie gołego ciała po popełnionym za późno czynie oznajmienia mi, że musi do toalety. Teraz śmieje się jakby głośniej, bo wokół skaczącej z radości głowy rozbrzmiewa fura cienkich jeszcze, a już kręconych włosów. I te wzory.. arbuzy, różdżki, ananasy w kieliszku do margerity. Przedmieścia, Eva Longoria, Złote Piaski..

 Sama jestem wytrenowana w klocki o nazwie postęp. Jestem na świeżo z zębami (które urosły w naszym życiu w liczbie czterdziestu w ciągu trzech ostatnich lat), wspomnianą higieną (Michał nawet w nocy gramoli się sam na toaletę i głośno dokonuje wyboru, którym mydłem umyć ręce), doborem hulajnogi, roweru, ciapów do przedszkola. Jest mi łatwiej, mimo że logistyka opieki nad dziećmi (w szczególności jak są chore, lub wchodzi nowy level) jest bardziej skomplikowana, bo pracuje dwanaście godzin kilka razy w tygodniu, a ich jest dwoje i nadal są mali.

Figowe mydło od Pani Agaty pozwala mi czuć, że figowanie jest nadal obecne. Oby to związane, ze słowem, którego nie wymawiają damy (kocham Cię, Mamo!) skończyło się w miarę szybko, a przede wszystkim spokojnie, jak ostatnim razem VS pożyczę sto białych nocników do końca marca.

Komentarze

Popularne posty