Robię sobie dobrze i żegnając chłopców w doprzedszkolnym progu układam listę rzeczy do zrobienia w domu. To pierwszy od kilku dni  czas, kiedy tu jestem  i mogę ogarnąć codzienność. Zaczynamy z Musią (Muuuuusiu [Mamusiu]! - przećwiczona przez Ojca) od prasowania (ona: montowanie niekapków i ponowne ich rozkładania), prania (ona: włożenie głowy w obszar bębna i wirowanie w rytm prania [szczęśliwie po zewnętrznej stronie]). Później jest wysypywanie wszystkich pluszowych przyjaciół na balkon (przymrozek). Koce, pościel, materace na balkonie (współpraca). Pieczemy też bananowe muffiny dodając do nich serka waniliowego zamiast mleka. Sklejamy numery Akademii Malucha w jedną całość, żeby przydały się również jej, na przyszłość. Myjemy mamuty, szafki w kuchni, odkurzamy (dobjy, dobjy kuziać!). Doprowadzamy mieszkanie do używalności, utapiamy sen w marchwiowym soku i rozstajemy się na godzinę. Ona drzemie, Musia piszę. Lubi, lubi! I ja.

Dranie,

Niespełna tydzień temu Wasza Matka uknuła plan życia. Zawieźliśmy Was do Prababci Krysi, dzwoniąc do dziadków z Gościnnej o możliwości zabrania - pozostałej po Atmie - suchej karmy na wieś. Że niby zostałam tam z Wami, Ojciec miał zarozmawiać Dziadków na śmierć, a ja cichutko wemknąć się do domu swojego pochodzenia z czterołapnym przyjacielem.

Wcześniej umawiałam się z internetowo z wolontariuszami lubelskiego schroniska. Pojechaliśmy i wcale nie czuliśmy odchodów, nie przeszkadzały nam ujadające psy. Mamy zwierzęce serca, ale mieliśmy przecież cel - pręgowany, roczny, zmiksowany z ukochaną rasą, po raz pierwszy z ogonem. Jeszcze na kwarantannie, z kłapciastymi uszami, ledwo po kastracji, przywieziony z interwencji. Poznałam go, zawołałam, poczekałam na wspólny spacer. Zakochałam się po pas, wzruszyłam relacją, która była taka, jaką sobie wyobrażałam. Zero strachu obu stron, podpisanie umowy adopcyjnej (naszej drugiej w owym ośrodku, Manio też jest stąd), obietnica zrobienia wymasu z zakażonego ucha. Jazda przez CAŁE miasto. Kolana, zdjęcia, uspokajanie, wyobraźnia radości Waszego Dziadka.

Wszystko zadziałało,  z uśmiechem przedstawiłam Cię. Dołączyliśmy siatkę drobiazgów na dobry początek i.. spotykamy się ze ścianą. Za wcześnie, nie teraz, przepraszam. Tak, powinnam to zrozumieć. Wiem, że Iman nieprzyzwyczaił się do nas w żaden sposób, a jedyne co dobrego mogliśmy dla niego zrobić to dłuższy spacer i wycieczka samochodowa, dużo pieszczot. Tak, to był bardzo smutny dzień. Pierwszy bez Was od półtora roku razem. Tajski, za rękę, a jednak zupełnie nie ten.

Przepraszając za swoją nieodpowiedzialność - po raz pierwszy musiałam z tak dużą odwagą cywilną przyznać się do błędu. Kilka osób w kolejce, niosące nawet szept pomieszczenie. Tłumaczenia niepokrętne, szczere a tak trudne. Szczęśliwie już w recepcji nieznajoma pani pytała o niemal naszego psa. Znajdziesz dom, Iman. Na bank, Idealny Psie!

Mole Książkowe,

 wczoraj zrewolucjonizowaliśmy dzień. Poza piękną, konną paradą, belgijskimi frytkami w samym centrum osiemnastostopniowego (!!!) miasta - nie położyliśmy Was spań w dzień. Jesteśmy rodzicami, którzy czuwają nad życiem dziecka. Nie zostawiamy Was nad swobodną zabawą zbyt długo, bo kończy się to bolesnymi pogryzieniami lub stałą zabawą klockami Lego lub jedną książką. Wiemy, że nuda dzieciom jest potrzebna. Wiemy, że nie możemy narzucać Wam zbyt wiele, a jednak proponujemy sto bezpieniężnych rozwiązań z drewnem, świeżym powietrzem, przedmiotami codziennego użytku i dużą ilością twardych (jeszcze) stron na czele. Zalegamy tym samym z drobnymi przyjemnościami, rzeczami przyziemnymi które chcemy zrobić (zebrać przepisy, które przydadzą się również Wam ; naprawić listwę przypodłogową czy pojechać po dostawę z Ikea). Wielu z naszych znajomych mówi, że mamy sraczkę. Mamy. Lubimy podsuwać Wam nowe rozwiązania dawnych zabaw, rozwijać twórczość, wygonić na dwór na cały dzień.

Wczoraj pozostawiliśmy czas swojemu biegowi. Liczba ugryzień 2:3 (wyglądają jak przypalenia..). Odprowadzeń do otwartego, ale jednak osobnego w swej przestrzeni pokoju 3 (ze zrozumieniem i spójnymi przeprosinami z całusem siostry w policzek w gratisie). Nasze drobne zadania do wykonania: wszystkie. My w szoku, dzieci zadowolone. Jakaś źle nazwana niepotrzebność i zbyteczność rodziców. A to wszystko rzeka życia. Przecież nie będziecie potrzebować nas więcej, a z każdą porą roku mniej..

Moi Mali Ludzie,

robicie moc relacyjnych postępów. Podsłuchane tłumaczenia i drobne dialogi są nie do opisania. Zawziętość Twojej Siostry i jej dziubek poprzedzony niezaprzeczalnym dla wszystkich królów i szefów świata NIE. I jednoczesne dzielenie się kukurydzą z puszki (stawiacie je na dywanie i udajecie psy, poszczekując co jakiś czas wiarygodnie), szczotkami do włosów (sztuk trzy..), jednym żelkiem (zasada ja liżę teraz potem ty ale nie gryź bo to moje..). Twoja łagodność, Syny.. zamyślenia nad talerzem, rozwijanie uczuciowych odniesień do osób, rzeczy. Marzenia prezentowe, prezycyjność wyrażania stanów emocjonalnych. I przywiązanie do dłoni. My-Wy. Wy razem. Gwiazdy i planety.

I przepraszam Was, że nie widzę już wszystkiego. To taki drugi - po posłaniu Cię do żłobka, Lil - kiedy początkowo nie mogłam sobie wybaczyć nieobecności. Pracuje dużo jak na Matkę 2.0. Jeżeli jestem w domu na dzień lub dwa zaprzątam sobie głowę zabezpieczeniem Waszych czystych ubrań, coraz cieplejszych (i większych) skarpet włożonych w zimowe już buty. Zdrowymi podwieczorkami (bo w naszym domu obiady gotuje Tata, pozwalając mi z przyjemnością piec i układać przekąski lub inne dania dnia w kolorowe wzory wymagające jedynie uśmiechu a nie czasu), nowymi książkami, promocjami w lokalnych marketach, obcinaniem paznokci i zapasem pieluszek dla coraz bardziej samodzielnej Igoski.

Pracuję bo tak musi być. Pracuję bo lubię. Pracuję, bo dzięki temu w Waszej świadomości macie wszystko. Zupełnie jak ja i Wasz Tata. Nasi rodzice, a Wasi Dziadkowie pracowali i mimo, że dopiero teraz dowiadujemy się o gorszych momentach - nigdy nie dali nam tego odczuć. Tego chcemy i dla Was. Całuję Was mocno, Księżycu i Promieniu nie tylko mojego życia

- Mama Madzia (Musia).

Komentarze

  1. Fajne podejście do życia. I pracy - też mam takie :). Pozdrawiam (zapraszam tez do "dołączenia" do mojego bloga)

    OdpowiedzUsuń
  2. uwielbiam jak piszesz do swojej rodzinki. Grzeję się w tych słowach...
    alexanderkowo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Co za tekst! pochłonął mnie bez reszty ! :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty