Mnich na starówce, gronkowiec i lecio.

Wściekłe Diamenty,

kilka dni temu mój najdroższy ze wszystkich Wuj stał i siedział szesnaście godzin jako statysta do naszego ukochanego historycznego serialu (oglądamy go już.. pięć lat?!). Dano mu się poczuć jak w czasach powojennych - zupa zalewajka, może deszcz, zastój, oczekiwanie. Nieoczekiwanym zbiegiem okoliczności twórca Róży, Drogówki i innych filmów wpisanych w moim filmweb`ie na liste gorących i ulubionych - szukał w Lublinie bardzo młodych wiekiem aktorów.

Synu,

pomimo kuracji antybiotykowej* - drugiego dnia zdjęć wieczorem (kiedy wszystkie napalone matki ustawią swoje wymalowane córki i sztucznie uśmiechających się synów na ściance, a ich szczebiot zachwytu nieco zelżeje od wielogodzinnego oczekiwania) Niedźwiedzi Ojciec migiem wysadził nas pod jedną z bram i na barana zaniosłam Cię do Trybunału Koronnego. Dużo różu i nastolatków. Szybki kontakt, podstawowe informacje (wiek: dwa i pół roku, kiedy?!), ewentualny kontakt po wakacjach (których nie miała już 10 lat). Ty - zawiedziony. W samochodzie ciesząc się z występu wyśpiewałeś nam wszystkie znane Ci piosenki. Aktualny repertuar obejmuje nie tylko podstawowe i wielozwrotkowe melodie przedszkolne, ale także kilka utworów z najnowszej płyty Talliba i Chonabibe (lokalny patriotyzm). Ochrypłeś, zaczął lać deszcz. Ubrałam Cię w kurtkę Ojca. Wyglądałeś jak mnich. Kangurka khaki do kostek, kaptur na głowę. Mój uroczy plecak. W Bramie Krakowskiej panowie tłuką się na przekleństwa, do krwi. Odwracam Twoją uwagę zachwycając się elementami muru.

Na miejscu przedstawiasz się, uśmiechasz, dziękujesz i żegnasz. Zawiedzionego, niemal nocnego Ciebie pociesza obietnica zrobienia z Ojcem leczo (Figa: jecio!), ze mną bananowego ciasta. Pomyślałam, że jeżeli nie wykorzystamy szansy - będę żałowała. To nie Warszawa, gdzie ze statystowania można po prostu żyć. I nie ogłupiający serial dla TVP, dziękuję, że parowałeś radością mimo pory, pogody i nastroju.

Choć tu do mnie proszę, no proszę idziemy do kąta, staniesz w kącie i będziesz stała. Źle się zachowałaś, bardzo źle, no no no! Jak się uspokoisz to wyjdziesz. Nie można tak robić, to bardzo nieładnie. Strażacy tak nie postępują. Już, uspokoiłaś się? Dobrze, przeproś i możesz wyjść. Tylko grzecznie! Koncertowo stawiasz mnie do kąta. Jesteś niezwykłym obserwatorem moich zachowań. Zachwycam się i boję. Codziennie staram się być dla Ciebie lepsza. Obym nigdy nie przestała.

 * Początkowo - z racji kłopotów laryngologicznych siostry - myśleliśmy, że konfabulujesz. Popłakujesz, krzyczysz w nocy, bez gorączki i bólu ucha. Wyciek. Dwanaście dawek bolesnych, gęstych roztworowo zastrzyków. Babcia Hania w żywiole (przy ostatniej dawce: na co ja się porwałam? Ty: moja słodka pupeczka!). Chciała pomóc, prosiłam aby wyobrażała sobie krowę a nie własnego wnuka, nie płakała. Trzymałam Cię za każdym razem tak mocno, że od tygodnia mam zakwasy w udach (trzymanie nóg), i ramionach (całej górnej części ciała). Pośladki zielone jakbyś grał w rugby z żukami w trakcie ulubionego siusiania pod krzaczkiem. Dobrze, że czeka Cię jeszcze cztery dni kuracji doustnej. W przedszkolu bowiem pozwaliby nas o wszystko.

Bunt twa. Śmiech i pisk równoległy. Mam korki do uszu, błogosławię Twój trzygodzinny sen. Myślę jednak, że powinnam je zasponsorować co najmniej jedenastu rodzinom w naszym bloku. Mija już tydzień odkąd jesteś w domu non stop.

http://instagram.com/etnococtail#

Sześć I Pół Butelki Mineralnej,

ważysz dziesięć kilogramów. Przegrzebując worki uprasowanych i ułożonych kolorystycznie ubrań po Michale wyjmuję już te na 80-86. Pukle na głowie nabierają jakości, ilości i ciemnieją. Oczy nieśmiało i powoli zmieniają swój kolor (Twój Brat miał już głębokie, jednolite i zielone oczy w okolicach dziewiątego miesiąca życia). W wymazie z ucha objawia się nam gronkowiec, którym zaraziłaś się w szpitalu - będąc tam cztery miesiące temu (brud!). Kończysz jedenaście miesięcy życia. Ostatnie kilkanaście dni to dwa najbardziej zaskakujące tygodnie (słowotwórstwo, naśladownictwo, motoryka).

SŁOWA:

idę,
tu,
da,
mama, mamo
tata, tato
babu, babo,
dziadziu, dziadzio,
cicia,
ciocia,
bana(n),
(z)upa,
lecio (leczo),
n(i)e,
taaaa (poparte kiwaniem głową),
(h)alo!

NAŚLADUJESZ ♥ : psa (hał x3), sowę (uhu x2), konia (iha prrrrry), kurę (pół godziny: ko, ko, ko, ..), syrenę straży pożarnej (NAJLEPSZE!), upominanie o bycie cicho ( i palec do nosa), rozmowę przez telefon, korzystanie ze stetoskopu, wiertarki (z dźwiękiem), ze słomki robisz gaśnice (poparte dźwiękiem - Lil jest zachwycony!)

RUCH: spacerujesz po domu podtrzymywana za jedną rękę, poza domem - pod dwie pachy = SZUKAMY PIERWSZYCH BUTÓW - poza naszymi sandałami z lat 80-tych)

Antybiotykoterapia trwa. Nadal wielbisz mleko, więc nie mamy problemów z wszelkimi zawiesinami, syropami, aerozolami, kroplami. Wprowadzamy niekapkowy smoczek do butelek zamiast klasycznej, gumowej niby-piersi. Próba z truskawkami przegrana. Z kapustą czekam do późnej jesieni. Cytrusy to przysmak. Nabiał - przyjmowany bezobjawowo i bez entuzjazmu (poza krowim dobrem w czystej postaci). Orzechy w naszym bananowcu przeszły bez echa. Czekolady nie dostaniesz tak długo jak Michał - do chwili kiedy kto inny Cię nią nie poczęstuje. Za kilkadziesiąt dni skończysz ROK. Er, o, ka. Mam pomysł do przyjęcie, prezentowe marzenia i ozdobę na głowę od której Twojego Ojca zwyczajowo głowa rozboli.

Komentarze

Popularne posty