Wściekłe Matki. Nadal z dużej litery plus brzydkie słowa.
Temat postawiłabym w tym samym kącie (bo na pewno nie na środku sali z napisem RODZICIELSTWO) co depresję poporodową, która mnie dotknęła (po dwóch latach jakoś lepiej mi o tym pisać) i niemożność karmienia piersią dziecka lub niechęć (mimo świadomości dobrodziejstw, jakie ono niesie) do jego naturalnego procesu, bez wspierania się sztucznymi mieszankami. Trzy ogromne cysterny o których w zasadzie się nie rozmawia. Bo wstyd, bo ludzie, bo uprzedzenia, bo.. myślisz, że jesteś jedyna. Nie, nie jesteś.
Nie widuje wściekłych Matek. Widzę bezradne kobiety szarpiące się z kilkulatkami. Niektóre śmieją się z sytuacji (niewesołej), inne udają, że ich to nie obchodzi (nie wierzę ich pokerowym twarzom). Większość odwraca uwagę malca, skręca w boczną uliczkę, bierze na ręce (mimo, że obiecywały się tego nie robić), pcha do buzi smoczka / bułę / gryzak / tetrową pieluchę (!!!). To dla przechodnia chwila do zapomnienia, niemal natychmiastowego. Dla Matki? Codzienność. Mimo anielskiej cierpliwości, pokory, której nauczyło jej życie lub mały osobnik płci wszelakiej, przeczytanych (lub jedynie kupionych) poradników dla rodziców, studiom lub dobrym przykładom z najbliższego otoczenia, świadomego rodzicielstwa, stawiania granic i chęci uchylenia nieba dzieciorowi/rom - wkurwiają się, po prostu.
Ogarnianie domy, wieczne na rączki, umiejętność malowania się w dwie minuty siedząc na toalecie, niechęć do samodzielnego zasypiania, rady koleżanek i rodziny (lub zupełnie obcych) czyli mimo odmiennego zdania miłość i pokój dla dobra rodziny (!!!). Zero siebie, często na własne życzenie, często z niemożliwości zmiany rzeczywistości (finanse, wpływy, układy, karma). Chcesz porozmawiać - młode wyje, chcesz wyjść - akurat ma lęk separacyjny. Jak masz dwoje - jedno piłuje o Twoją uwagę, drugie o lizaka brata/siostry, bo zjadło swojego (TAKIEGO SAMEGO) wcześniej i.. chce jeszcze. Nie czai jeszcze sprawiedliwości, braku drugiej pary rąk u Matki i drze buzię. Japę. Jadaczkę. Mordę.
Słowa nabierają na sile. I nie wiem czy się drzesz, czy szarpiesz, czy jedynie dłubiesz w odchłani umysłu i nigdy ich nie wypowiadasz, ale.. kolega opowiada Ci dowcip o kołysance w rodzinie patologicznej. Aaaa - tu padają słowa tak niecenzuralne jak Twoje w momencie zmęczenia połączonego z irytacją - kotki dwa. A on nie chce wierzyć, że zdrowi rodzice najchętniej zaśpiewaliby nierzadko taką samą mruczankę - nie wyrządzając swojemu dziecku krzywdy fizycznej. Bo już nie dają rady. Bo rola rodzica nigdy się nie kończy, nie ma dni wolnych, pomocy, nie mają deadline`ów nieprzespanych nocy, wiecznie brudnych (elementami jedzenia, płynów, ) ubrań, nieidealnego w kwestii czystości mieszkania, marzeń na miarę nie-rodzica. Nie-matki.
Bezradna i przerażona siłą swoich zachowań w obliczu równie bezradnego i przerażonego jej zachowaniem dziecka. Zwykła matka. Taka jak ty, czy ja.
!!! |
- rodzice długo starający się o dziecko - ze świadomością wartości życia, które doceniają codziennie, bo mogło go przy nich nie być. Niosąc naukę dla nas wszystkich - są tacy jakimi my, zwykli rodzice zdrowych, zaplanowanych i stworzonych o czasie dzieci - powinniśmy być.
- rodzice po stracie - nie tylko poronieniach, czy nieudanych zabiegach stymulacyjnych narządy rodne, ale Ci, którzy stracili dzieci starsze w wyniku chorób, wypadków, zdarzeń.
- rodzice, dla których wychowanie nie jest tak ważne jak kluczowe w ich życiu zdanie podchować - przekazać (babciom / nianiom, przedszkolom, szkołom, ośrodkom). Na niczym im nie zależy, więc nic ich nie denerwuje. Proste (i przyjemne?).
Masz rację.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą to bardzo ciekawy temat. Pewnie jeszcze coś bym napisała, ale oczy mi się zamykają. Może uda się w końcu pogadać realu... :) Ściskam jedną z najmądrzejszych Kobietę i Matkę. Podziwiam. :)) :*
Siedzę w kuchni z czwartą kawą w ręce, odpalam fejsa, blogi. Na podłodze rozsypana kasza manna, rura od odkurzacza nigdy nie chowanego, 3 resorki, na których się dziś wywaliłam, 2 pieluchy. W tle bajeczki, śpiące młodsze. W kuchni ja z wyrzutami sumienia, że jestem zła, bo wczoraj znów się wydarłam, znów rzuciłam zabawkami o podłogę, znowu pomyślałam, że fajnie by było znów paić chwilami. SIedzę i myślę jaka jestem zła i nieogarnięta. Wchodze na Twój blog. Czytam " Wszystkie są z wielkiej litery. Nie mam wątpliwości, że ich wściekłość wynika z tego, że po prostu im zależy. Żeby ze wszystkim zdążyć, być na medal, nie stłuc kształtnych pup na kwaśne jabłka, a za kilka lat usłyszeć Mamo, jesteś najlepsza w kosmosie!". I płaczę. Pocieszona, rozgrzeszona.
OdpowiedzUsuń!!!! Uśmiecham sie mocno.
UsuńDziękuję Ci za tego posta... pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMatko Niedźwiedzich! Jesteś wielka! Dzięki Tobie chyba na dobre wbiłam sobie do głowy, że nie muszę mieć wyrzutów sumienia, kiedy podniosę głos na moją krnąbrną dwulatkę i mam prawo wyjść wqrwiona na papierosa, kiedy dziecko w spazmach diabelskich roznosi w mak swoje zabawki.
OdpowiedzUsuń!!!! Sama też rozgrzeszam się postem, mimo że nie przestaję nad sobą pracować.. Mam kilka marzeń o własnej pokorze i spokoju :)
UsuńPoryczałam się. Bo znowu rano wsieklam sie i nakrzyczałam na moją trzylatkę bo sie ociaga a my sie spieszymy żeby zdazyc do przedszkola i do pracy. I tak ne jestem na czas. znowu nerwy. Meza nie ma w tym tygodniu wiec sie musze zerwac wczesniej z pracy zeby mala odebrac, znowu spozniona. Mala wyje za tata. i znowu nerw. Oczy mi sie zamykaja. Mamo mamo chodz na podloge pobaw sie ze mna... Plakac mi sie chce, ze jestem taka zla matka, bo chce isc do lazienki i moc przy tym zamknac drzwi na klucz, którego dawno nie ma, żeby mi nikt nie wlazil choc przez 30 sekund... Dzieki, ze nie jestem sama...:)
OdpowiedzUsuńna bank nie jesteś! Szkoda tylko że nie ma jakiś komun Matek, które w domu lub po pracy wspierałyby się realnie non stop przy tych nieraz gorzkich ciężarach.
UsuńAno faktycznie jesteś Wielka!!! Im bardziej nam zależy, tym bardziej się wściekamy, zazdroszcząc po cichu matkom, które ze stoickim spokojem poddają się terrorowi kilkulatka unikając w ten sposób ciągłych jego buntów, płaczów i awantur.
OdpowiedzUsuńja dziś płaczę od rana, jestem kłębkiem nerwów. Poślizgnęłam się na rozrzuconych klockach (efekt: zdarty łokieć i siniaki na nogach), 4 razy myłam podłogę, 2 razy wieszałam to samo pranie, 7 razy przebierałam trzylatka, kilkakrotnie szarpałam się z potężnym berneńczykiem, nie mniej krnąbrnym, niż dwóch małych chłopców. A wieczorem, jak Kopciuszek, muszę wybrać suchą kocią karmę z 10-cio kilogramowego pudła proszku do prania...Ja wiem, że to CHŁOPCY i w związku z tym oni MUSZĄ szaleć, walczyć ze sobą i ze mną, mieć pomysły z piekła rodem...Niemiłosiernie energiczni, spontaniczni, beztroscy...Trudno dotrzymać im kroku. Zwłaszcza, że zewsząd słychać "MASZ DOBRE DZIECI". No wieeeeem....:) Ja tylko BYWAM w takim stanie, jak dziś, całe szczęście!
OdpowiedzUsuńTO CHŁOPCY właśnie.. polecam dziewczynkę, jak narazie ;) + Maria, rządzisz (prałabym z mańkową karmą jak nic)!
Usuń